olgerd olgerd
268
BLOG

Noga i kolega

olgerd olgerd Społeczeństwo Obserwuj notkę 1

 

Kuśtykam ostatnio – zresztą kto mnie wiedział, to zauważył. Kolano mi wysiadło, w lewej nodze, w Dolinie Pięciu – nomen omen! - Stawów to się stało, gdy szliśmy z synem do przełęczy pod Zawratem, tak, to wtedy się wydarzyło, jakby się w moim kolanie zatarło łożysko. Faktem pozostaje, że od trzech tygodni lewa noga mi szwankuje. Poruszam się więc posuwiście, a ze schodów schodzę sztucznie, niczym jakaś maszyna krocząca, nad której sposobem przemieszczania się inżynierowie muszą jeszcze popracować. I tak sobie właśnie szedłem – ciągnąc za sobą lewą nogę – jedną z bardziej uczęszczanych ulic miasta wojewódzkiego, znanego z kopców, zdechłego smoka i z tego, że mieszkają w nim oszczędni ludzie - gdy dostrzegłem kogoś, kto poruszał się tak, jak ja, a nawet z większym trudem. Narzekamy, bo ludzie się do siebie nie uśmiechają, a on się do mnie uśmiechał, więc pozornie powinienem być zadowolony. Tyle tylko, że to nie był bezpretensjonalny uśmiech. Za tym wymuszonym uśmiechem coś się kryło, na pewno ból istnienia i przeczucie, że zmarnowane życie – w przeciwieństwie do tego, co mówił chyba Cioran - nie świadczy, że marnotrawca jest geniuszem, ale bez podpory talentu. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że nie uda mi się tego człowieka ominąć. Takich ludzie po prostu nie da się ominąć. Nawet nie próbujcie. Jego zmęczona, opuchnięta twarz, ze śladami wielokrotnego używania niezgodnie z instrukcją obsługi, z tym melancholijnym uśmiechem, który niczego nie obiecywał, miała jednak w sobie jakąś siłę magnetyczną. Nie potrafiłem się tej sile oprzeć i wpatrzony w jego twarz szedłem na spotkanie z nieznanym. Kurs był na zderzenie.

Zatrzymał się przede mną, więc i mnie nie pozostało nic innego, jak zatrzymać się - przed nim. Patrzył na moją lewą nogę i jakby jakaś więź się między nami zaczęła pojawiać, więź cierpiących na ból w kolanie, a nawet – kto wie? – może to miało szanse przerodzić się w więź ludzi, którym doskwiera ból istnienia? I odezwał się.

- Mam do kolegi pytanie… - zaczął intrygująco, a nawet tajemniczo.

„Może zapyta mnie o sens naszej tułaczki po tym łez padole? Albo będzie chciał przedyskutować jakąś inną odwieczną filozoficzną kwestię, np. jak to możliwe, że powstało coś z niczego?” – pomyślałem.

Ale jednak zacząłem konwencjonalnie. Wybaczcie, z przyzwyczajenia.

- Papierosa?

Skrzywił się. Przez moment byłem pewny, że go uraziłem przyziemnym słowem. A więc jednak to będzie coś głębszego, może jakiś lemat, który będziemy teraz wspólnie roztrząsać…     

- Chyba kolega zauważył, że mnie noga napieprza?! - spytał raczej retorycznie.

Jakże mogłem nie zauważyć!

„Ale co tam noga! – chciałem krzyknąć – Widzę, że kolegę boli serce, a może i dusza, że tyle zła jest na świecie, że nie ma pokoju, że człowiek człowiekowi wilkiem…”

Kiwnąłem głową. Przyjął moje kiwnięcie z obojętnością, co trochę mój entuzjazm – przyznaję - ostudziło.

- No właśnie… - kontynuował – Chciałbym kupić Ibuprom Max, ale mam tylko trzy złote…

Tu nastąpiło takie bardziej niedomówienie. Musiałem sam dokończyć kwestię, ale przecież to było proste zadanie, na pewno na miarę moich sił i temu zadaniu w całej rozciągłości podołałem.

- Wzruszyła mnie twoja historia – skwitowałem dość bezceremonialnie, ale co mi innego pozostało, i wyciągnąłem z kieszeni drobniaki. Wysypałem mu monety na dłoń, którą wyciągnął usłużnie. Przeleciał wzrokiem bilon. Ile tego było? Dwa, może trzy złote. Jednak tyle wystarczyło, by jego uśmiech nabrał szczerości.

- Dzięki, kolego – powiedział i przymknął oczy, jakby coś na szybko analizując.  

Rozeszliśmy się. Miałem się nie oglądać, by historia pozostała bez oczywistego zakończenia, żeby pozostała niedopowiedziana. A jednak wiedziony ciekawością, która nie tylko żonę Lota dużo kosztowała, obejrzałem się.

Mężczyzna daleko nie odszedł. Nie musiał, bo monopolowy był tuż obok.

„Jak to dobrze i wygodnie, że teraz lekarstwa można kupić gdzie bądź i nie trzeba w tym celu szukać apteki” – pomyślałem, bo jednak wierzę w ludzkość, a nawet – zdarza mi się – wierzyć w poszczególnego człowieka.      

 

olgerd
O mnie olgerd

Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo