olgerd olgerd
523
BLOG

Podsłuch czyli ontologia bytu restauracyjnego

olgerd olgerd Polityka Obserwuj notkę 3

Mężczyzna o aparycji wścibskiego kontrolera jakości pstryknął palcami.

– Garson! – właściwie to było prychnięcie, a nie wezwanie.

Kelner wyrósł jakby spod ziemi, zresztą cholera go wie, może zamiast obsługiwać gości siedział pod ziemią i knuł.

- Pan sobie życzy…? – ni to spytał, ni to starał się zbyć klienta.

- Macie tu podsłuch? – spytał bez ogródek gość.

- Nie wiem czy nie wyszedł, zapytam pod celą… Przepraszam – zmitygował się kelner – spytam na kuchni. A jaki pan sobie życzy: mało, średnio czy mocno wypieczony?

- Coś pan, oszalał. Pytam, bo mam zasadę, że jadam tylko w lokalach, gdzie jest zamontowana aparatura do podsłuchiwania. Jeśli podsłuchu nie ma, jedzenie mi nie smakuje.

Kelner się zawahał, ale głosu nie stracił, więc odrzekł:

- Nawet, gdybyśmy mieli podsłuch, drogi panie, to przecież bym panu o tym nie powiedział. Cała zabawa polega na tym, żeby podsłuchiwany nie wiedział, że jest podsłuchiwany…

Kelner ciut się w tym momencie zapętlił; jął więc miętosić w dłoniach białą szmatkę, która wszelako biała już – przyznajmy to, by być w zgodzie z faktami - nie była.

Gość przybrał zrezygnowany wyraz twarzy, czym przypominał premier pewnego kraju, która nie wie co robić, więc na wszelki wypadek nie robi nic sensownego.

- Wie pan, chcę po prostu wiedzieć. Jestem urzędnikiem wysokiego szczebla i w mojej sytuacji jadanie w lokalach bez podsłuchu byłoby źle widziane. To po pierwsze. Po drugie: jak już wspominałem, po tym, czy mi smakuje, ja i tak się w mig zorientuje, czy macie w ‘ofercie” podsłuch (tu skrzywił się, jakby ironia miała smak kwasu cytrynowego) czy go nie macie. Jeśli nie macie, to wtedy odstawię jedynie napoczęte danie i będę stratny. Co oczywiste, zażądam zwrotu pieniędzy. Chciałbym tym samym uniknąć jedzenie czegoś, co może być niesmaczne, a wam przykrości, jaką jest zwrot pieniędzy. Jasne?!

Nie, nie było jasne.

- Ależ drogi panie, czyż z samego założenia coś, co powinno być tajne, nie powinno tajnym pozostać? Do czego byśmy doszli, gdybyśmy…

Klient przerwał ten mało logiczny wywód, bo przecież rzeczywistość społeczno-polityczna dawno już rozstrzygnęła tę kwestię.

- Panie kelner, co pan pieprzysz?! Czy pan żyjesz w innej rzeczywistości niż reszta społeczeństwa?! Od kiedy to u nas rzeczy tajne, ściśle tajne, specjalnego poruczenia itd., itp., są tajne, ściśle tajne i specjalnego poruczenia? Słyszał pan o jakiejś tajemnicy państwowej, która by nie wyciekła i tym samym byłaby nieznana ogółowi społeczeństwa?

Kelner zmarszczył czoło, aż się prosiło, by starł z niego kilka kropel potu, nim spłyną mu na koniuszek nosa, a potem skapną na świeżo wyprany i wyprasowany obrus. Następnie spojrzał w prawo, potem w lewo, a na koniec szybko obejrzał się, ale za jego plecami nikogo nie było, co przyjął z ulgą, ale i ze smutkiem; nachylił się nad gościem i totumfackim głosem, rzekł:

- Powiem tak: bardzo panu będzie u nas smakowało.

Gość uśmiechnął się szeroko, niczym rzeka po wiosennym przyborze wód.

- Świetnie, znakomicie. W takim razie sushi!

- Co proszę? – kelner chyba nie zrozumiał: - Drogiego pana suszy?

Klient nie wytrzymał i uderzył pięścią w stół, aż się nożyce odezwały.

- Coś pan, z choinki bożonarodzeniowej się urwał! Chcę sushi! Wiesz pan, co to jest sushi? Bierze się surową rybę, taką prosto z marketu…

- A, to o to świństwo szanownemu panu chodzi! – kelner uderzył się w czoło, czym sprawił, że kilka kropel potu prysnęło na twarz klienta niczym delikatny wiosenny deszczyk na grządkę z nowalijkami.

– Pan szanowny chciałby sushi, ale problem w tym, że my nie mamy tego ani w ofercie, ani nawet w karcie. Taka, widzisz pan, karma! – i zaśmiał się arogancko, to znaczy wyjątkowo nieprzyjemnie.

Klientowi więcej nie było trzeba. Wstał, zrobił się wtenczas dużo wyższy od kelnera, który z kolei się skurczył, jakby nagle zapadł się, na razie częściowo, pod ziemię ojczystą, co to tyle patriotycznej krwi przyjęła.

- Pan myśli, że ja jestem idiota?! Czy lokal, w którym nie ma sushi może być lokalem z podsłuchem?! Kto w ogóle chodzi do takiego lokalu? Pewnie tylko zwykli, statystyczni obywatele , jacyś podrzędni wyborcy, co to nie wiedzą na kogo głosować, więc głosują na kogo popadnie, a potem płaczą i wyjeżdżają do Anglii. Albo nawet gorzej, stołują się u was przedstawiciele tej tajemniczej większości, członkowie  tego dziwnego luda, któren nie bierze udziału w wyborach, i którego nikt nie podsłuchuje, ani nawet nie chce słuchać, bo po co, skoro oni nie mają nic do powiedzenia: ani me, ani be, ani tak, ani nie? I ja mam tu jeść? Niedoczekanie!

I tyle go widzieli. Ale za to kilka razy go sobie posłuchali, bo się dobrze nagrał i nawet nie trzeba było poprawiać głośności, ani likwidować szumu. Warto inwestować w sprzęt i ludzi; takie inwestycje zawsze się zwracają.

- Żeby każdy miał taki gromki, wyrazisty głos – rozmarzyli się: kelner, jego szef i tego szefa mocodawcy, którzy prosili, by pod żadnym pozorem nie ujawniać ich danych osobowych, co niniejszym czynię.     

 

.

olgerd
O mnie olgerd

Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka