olgerd olgerd
493
BLOG

Żeberko stanęło mi w gardle

olgerd olgerd Polityka Obserwuj notkę 1

Żeberko stanęło mi w gardle

Jadłem żeberka. A żeberka wymagają skupienia. Jadłem więc w skupieniu, żeby żeberko dobrze obrać, a tu on mi się, znaczy ten jegomość, wtranżolił w bezpośredni zasięg rąk i wymamrotał.

- O, pan Olgerd, mogę się dosiąść?!

Nie odpowiedziałem, bo miałem mięso w buzi, a mamcia z tatuniem nauczyli, żeby z pełną gębą nie mówić.

Rozsiadł się, bydlak, na krześle, gdzie moje palto wisiało. Oparł się plecami o to moje palto i patrzy na mnie, jakbym mu coś miał załatwić, na przykład robotę albo dwie dychy na pół litra.

- Pan mnie pewnie nie pamięta, panie Olgerdzie, dobrze mówię, nie?! Olgerdzie, a nie Olgierdzie, jak mówią niektórzy.

Przełknąłem kęs.

- Świetnie pan mówi, ale może pan powie o co chodzi?

- A – zreflektował się – czekam na mielonego, na wynos, to odrobinkę, ociupinkę panu poprzeszkadzam. Nie przeszkadzam?!

Nie zdołałem mu powiedzieć, że przeszkadza jak diabli, jak cholera z diabłem w parze, jak skur… No, w każdym razie nie zdążyłem, bo wszedł mi w zdanie, którego nie zdążyłem zacząć.

- Pan mnie nie pamięta, panie Olgerdzie, ale myśmy się na jednym osiedlu wychowali, razem właściwie, tyle że ja starszy jestem, choć podobno nie wyglądam, tak mówią…

Brnął, a ja pomyślałem, że ci, co mu tak mówią, okłamują go. Wyglądał na jakieś dwie piątki, otłuszczony, przerzedzony,  doświadczony przez los.

- …dwa bloki obok mieszkałem…  Może mnie pan pamięta?

„Człowieku, ja siebie rano w lustrze nie poznaje, ludzi z drugiej klatki  nie kojarzę, a co dopiero tych, co mieszkali dwa bloki obok” – zaśmiałem się w duchu.

Wzruszyłem ramionami.

- Nie szkodzi, chociaż szkoda, bo by nam się lepiej rozmawiało.
- Mielony! – ryknęła pani kucharka.

On się poderwał, ale to niestety nie był jego mielony. Jak oni te mielone rozpoznają, który jest czyj?! Ktoś wie?

Siadł, sposępniał.

- Przeczytałem te pana książkę, Pakuskę.

„O kur…, podszedł mnie” - pomyślałem, bo każdy pisarz tak ma, że jak mu dupę zawracają, to się wkurza, ale jak mu ktoś oznajmi, że jego książkę przeczytał i nawet co nieco z niej pamięta, to jest ogólny zarys akcji, to gotów takiego ozłocić, wypić z nim wannę wódki i przegadać dwie noce pod rząd, a nawet i dzień te noce rozdzielający poświęcić na podobnie pożyteczny cel.

Otworzyłem oczy szeroko, przełknąłem kolejny kęs i zrobiłem minę głęboko zainteresowanego czymś człowieka, takiego, wiecie, o  szerokich horyzontach. Już nawet przestałem się modlić, żeby mu tego cholernego mielonego podali. A niech ich szlag, niech mu jutro podadzą, teraz on mi powie coś miłego o mojej książce, a potem, kto wie, może pójdziemy, jak Bóg nakazał, na jednego czy jedenastego…

- I bardzo mi się podobała… - ciągnął, polewając moje serce i duszę miodem zmieszanym z rumiankiem, ale już wtedy coś poczułem.

- …tak, bardzo, ale do pewnego momentu, bo wtedy, w tym jednym momencie się zdenerwowałem – wyrzucił to z siebie.

A więc kolejny z jakże licznej rodziny tych, którzy są „ale”. Niby im się wszystko podoba, „ale”! Niby akceptują świat, taki jaki jest, „ale”! Niby życie mają usłane różami, ale przez to kolce im się wbijają w stopy procentowe. No, on był jednym z tych właśnie. To już wiedziałem, ale nie wiedziałem, jaki to był moment. „Mów, człowieku, mów, bo mi żeberka stygną, a zimne żeberka są równie przykre w smaku, jak cieple piwo i zimne kobiety (zalecana odwrotność).

- Jaki to był moment ? – wyartykułowałem wreszcie nurtujące mnie pytanie.

- Jak żeś pan generała Jaruzelskiego opisał. Pan go nie opisał, panie Olgerdzie, pan go sponiewierał, spotwarzył…

Zastanowił się szukając słowa.

- Pan go po prostu obraził. A wie pan, że w ten sposób pan obraził wszystkich polskich patriotów?! Może pan nie wie, ale generał Jaruzelski był wielkim polskim patriotą, takim przez duże P.! Nam, maluczkim, panu też, nawet nie wolno takich ludzi oceniać.

I wtedy padło sakramentalne pytanie:

Był pan kiedyś na pierwszej linii frontu?

Odłożyłem sztućce, choć czułem, że nóż zaraz mi będzie potrzebny.

- A Jaruzelski był?! – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

Wiecie, że nawet się nie zdenerwował. Twardy był.

- Mówi pan, jakby pan był z partii, której nazwy nie użyje, bo się brzydzę – wycedził.

Rozbawiło mnie to.

- Co ma piernik do wiatraka? – użyłem starodawnej metafory.

- No mówi pan, jak o n i…

Nachylił się ku mnie, tak że głowę miał na wysokości mojego talerza z niedojedzonymi żeberkami.

-  …jak te oszołomy! – dokończył.

Dlaczego on mógł dokończyć, to co zaczął, a ja nie mogłem dokończyć moich żeberek?! To mnie w tym momencie nurtowało najbardziej.

- Jeśli więc powiem, że dla mnie ten człowiek jest uosobieniem zdrajcy i szubrawca, to tym samym wpiszę się w konwencję zaklepaną  dla jakiejś ekstremy?!  - zasugerowałem.

- Wie pan co panu powiem …?!  - zaczął.

- No, co mi pan powie? – zapytałem.

- M I E L O N Y! – ryknęła pani kucharka.

 Podniósł się i ukłonił sztywno, wypisz-wymaluj tak samo kłaniał się Jaruzelski.

- Do widzenia.  – syknął.

Odniosłem wrażenie, że jednak nie to chciał mi powiedzieć.

olgerd
O mnie olgerd

Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka