olgerd olgerd
229
BLOG

Tekst zupełnie nie świąteczny i całkowicie bez okazji

olgerd olgerd Kultura Obserwuj notkę 0


Wiecie, taki mały był i chudy, że można by go nie zauważyć. Ale plątał mi się pod nogami, więc chcąc nie chcąc go zauważyłem. Nie dałbym mu więcej niż 55 lat, a on pewnie aż tyle ode mnie by nie przyjął. Sprawiał wrażenie zagubionego. Rychło się okazało, że w istocie był zagubiony, niczym pijane dziecko we mgle.

- Przepraszam – grzecznie mnie przeprosił. Może się zorientował, że mi się plącze.

- Proszę bardzo – byłem zgodny.

- Czy stąd odchodzą busy do Katowic?

- Odchodzą, odchodzą – dalej byłem zgodny.

- Na pewno z tego przystanka? - dopytywał się.

- Tak, z tego p r z y s t a n k u! – podkreśliłem, choć nie do końca byłem pewny, czy to on nie ma racji mówiąc „przystanka”.

- To dobrze – stwierdził.

- Tak, bardzo dobrze – potwierdziłem.

W martwą przestrzeń ciszy, jaka wtedy zapadła, wdarł się hałas motoru jakiegoś wariata, który pędził, ile mu fabryka dała, by za którymś z najbliższych zakrętów stać się dawcą organów. Tak, lubię motocyklistów, bo to są porządne chłopaki i niemal każdy zawczasu wypełnia stosowny dokument, w którym stoi czarno na białym, że można pobrać od nich organy.

- A nie wie pan, kiedy będzie najbliższy bus?

- Do Katowic?

- Tak, do Katowic.

Zerknąłem na wyświetlacz komórki.

- Z tego, co widzę, to ostatni już dawno odjechał.

To był dla niego cios.

- Nie ma już żadnych więcej busów? – zapytał zdruzgotany.

- Są – powiedziałem zgodnie z prawdą czasu i miejsca.

Zmartwychwstał.

- Tak?! – dopytywał się.

- Tak – zgodziłem się bodaj trzeci, a kto wie czy nie czwarty raz. - Są na przykład busy do Bukowna, Sławkowa, nawet jeden do Wolbromia jeździ.

- A da się stamtąd dojechać do Katowic? – wnikał.

- Może być ciężko. Chociaż gdyby pan pojechał tym do Dąbrowy Górniczej, to tam, w Dąbrowie, przecież już coś do Katowic łatwo pan złapie.

- Tak pan mówi?! To tak zrobię… - oświadczył.

Jeszcze raz zerknąłem na wyświetlacz. Nie oszukujmy się, miałem odrobinę w czubie, więc małe cyferki na wyświetlaczu ciut mi się rozmywały. Musiałem się upewnić, ale im bardziej się upewniałem, tym mniej byłem pewny. Przed nim jednak swojej niepewności nie ujawniałem.

- Nie, nie zrobi pan tak – powiedziałem smutnym głosem.

- Dlaczego? – to pytanie – poznałem po wysokości tonu, jaki osiągnął - ocierało się o histerię.

Jakże przy tym zabawny mi się zdał w tym swoim proteście.

- Otóż nie zrobi pan tak, bo ostatni bus do Dąbrowy też już odszedł…

Powiedzieć, że posmutniał, to nic nie powiedzieć. Jednak coś powiedziałem:

- … odjechał nawet wcześniej niż ten do Katowic...

Wzruszył ramionami.

- Trudno. Coś wykombinuję.

Nie brzmiało to jednak przekonująco. Kiwnąłem na niego ręką.

- Panie, widzi pan ten Mac Donald’s?

- Widzę – potwierdził, no bo jak inaczej, skoro ta pięknie oświetlona rozlazła buda z odgrzewanym ścierwem pyszni się u nas na lekkim wzniesieniu, więc nie da się jej nie zauważyć. Ktoś pędzący drogą krajową nr 94 może naszego miasta nie zauważyć, ale Mc Donald’s zauważy, pewne to jest, jak to, że dwa plus dwa daje w sumie coś koło czterech.

- Wie pan, co za nim jest?

- Nie wiem.

- Otóż za nim jest Carrefour.

- No, dobrze, jest, ale co mi z tego przyjdzie? – zaperzył się. Może myślał, że go w wała robię.

- Spokojnie, drogi panie, wszystko w swoim czasie.

- Czyli co? – spytał.

Patrzył na tę moją dłoń, którą go przytrzymałem, żeby mi się nie wyrwał; a patrzył, jakbym mu krzywdę jakąś wyrządzał, a ja mu przecież wskazywałem ratunek. Ludzie u nas nie potrafią okazywać wdzięczności.

- Tak wiec pójdzie pan tam, w stronę Mc Donads’a, minie pan go, mając go, tego Mc Donald’s, po lewej stronie, potem Carrefour też pan minie i on też będzie po lewej stronie, pójdzie pan prosto, wzdłuż drogi. Może sto metrów dalej, też po lewej będzie MOSiR. Trudno zabłądzić: u nas wszystko jest po lewej stroni, jak serce...

- Co to jest MOSiR? – zapytał.

„Boże, jaki tępy! Nie wie, co to MOSiR” – zaśmiałem się w duchu.

No tak, ale czy każdy jeden wie, co to jest MOSiR?! A czy wy wiecie, co to jest MOSiR?!  Nie wiecie! To się dowiedzcie, raz na jutro, dziś i przedwczoraj;

- Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji.

Jakoś go ta informacją nie powaliłem na kolana.

- A na cholerę mi ośrodek sportu i rekreacji?! Co, mam sobie iść poćwiczyć?

- Dbałości o tężyznę fizyczną nigdy dość – powiedziałem patrząc na niego, to jest na jego tężyznę, krytycznym okiem.  

Chyba go zawstydziłem. Ale, uwierzcie, nie to było moim celem.

- Pójdziesz tam pan nie po kondycję, ale po to, żeby się przespać do rana. Tam jest hotel; tani i dobry, choć to podobno nie chodzi w parze.

- Ale ja nie chcę tu nocować – prawie krzyknął. Tak, bez dwóch zdań, to już była histeria.

- Pamięta pan Wałęsę, jak mówił: nie chcem ale muszem?! Pan jesteś w takiej samej sytuacji.

Zaśmiałem się brzydko, odpychająco.

On jednak wciąż patrzył na mnie z nadzieją

- A gdybym...?

 Pokręciłem przecząco głową.

- A może jednak...? Żona czeka, martwi się… A mnie do tego wszystkiego rozładowała się  komórka i nie pamiętam jej numeru...

Jeszcze bardziej energicznie pokręciłem głową, aż mi się w niej zakręciło. A on wciąż łapał się ostatnich desek ratunku, można by już z nich postawić szopę.

- Jest pan pewny, że już nic nie ma? Łobuzy pozrywały rozkłady... Może coś jeszcze jeździ?

- Jestem pewny, a nawet jestem pewien – uściśliłem.

Stał wtedy strasznie smutny, albo i zrezygnowany. Nagle jakby siły mu wróciły, chwycił moją dłoń, uścisnął ją i poszedł w kierunku Mc Donalds’a.

Ile minęło, trzy minuty, cztery... Patrzę, oczom własnym nie wierzę, pod przystanek podjeżdża bus. A na podświetlonej tabliczce, jak byk, i jeszcze na czerwono: Katowice.

Uwierzycie mi, dopiero wtedy przypomniałem sobie o zmianie czasu! Mam starą Nokię i ona sama nie cofa zegarka o godzinę. Popatrzyłem za tym małym i chudym, ale już go nie było widać.  

- Żal człowieka – rzuciłem głośno i wsiadłem do busa.

- Wysadzi mnie pan na światłach w Bolesławiu, koło Bidy? – zapytałem, bo czasem warto zapytać. Na ogół nie chcą się zatrzymywać, ale zdarzają się ludzcy kierowcy, którzy się zatrzymują. Dobrze trafiłem.

- Wysadzę – zgodził się.

Wyciągnąłem banknot; długo, bardzo długo mi wydawał z pięciu dych. W końcu przesunąłem się w głąb samochodu i siadłem; większość miejsc była wolna. Wtedy ktoś otworzył drzwi. Patrzę zaciekawiony, kto to, ten spóźnialski, a to - tak, zgadliście! – „mały i chudy”. A jaki zdyszany, mało płuc nie wypluł. Coś tam tłumaczył kierowcy, dziękował, chwalił Pana, a taki był podekscytowany, jakby wygrał na loterii. Przechodząc koło mnie uniósł wysoko brwi. Nasze spojrzenia się skrzyżowały.

Nie pytajcie, co wyczytałem w jego wzroku. Bardzo proszę, nie pytajcie.

 

 

olgerd
O mnie olgerd

Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura